Porto Mare to miejsce, o którym świat zapomniał. Położone na północnym brzegu Morza Rapana, na pograniczu Republiki Wolnych Miast i Konfederacji Ustrii, miało szansę stać się kluczowym punktem wymiany handlowej między północą a Imperium Hajmadal. Decyzja Ligi Handlowej o wykluczeniu go ze szlaków handlowych przypieczętowała jego upadek.
Miasto rozciąga się w dolinie, otoczonej od północy górami. Skaliste zbocza, porośnięte lasami, odcinają je od świata. Szlaki, którymi dawniej wędrowali kupcy, są dziś zapomniane. Transport lądowy jest niemal niemożliwy. Porto Mare zdane jest na morze. Statki, które przybijają do nabrzeży, to głównie jednostki przemytników i piratów.
W mieście panuje bieda. Większość witryn sklepowych zabito deskami. Brudni, zrezygnowani ludzie snują się ulicami bez celu. Ci, którzy wciąż mają coś do stracenia, przemykają chyłkiem między budynkami, unikając wzroku obcych. Handel ogranicza się do wymiany towarowej, a lokalne władze już dawno straciły kontrolę nad sytuacją.
W głębi zatoki, wśród fal i gęstej mgły, unoszą się szkielety dawnych jednostek handlowych. Uszkodzone przez sztormy, porzucone przez kupców, którzy zbankrutowali i nie mieli środków na naprawę. Warsztaty szkutnicze, kiedyś pełne życia, teraz świecą pustkami. Zostało kilku rzemieślników, naprawiających małe łodzie rybackie – tyle jeszcze da się uratować.
Zatoka stała się symbolem upadku Porto Mare – miejscem, gdzie umarła nadzieja.
Więcej o Zatoce Beznadziei.
Siedziba upadłej władzy. Dawniej miejsce, gdzie zapadały decyzje dotyczące całego miasta, dziś jest niemal opustoszałe. W ponurych, wilgotnych korytarzach słychać jedynie kroki dwóch ostatnich urzędników – Podesty, formalnego zarządcy Porto Mare, oraz jego sekretarza, którego obowiązki ograniczają się do sporządzania bezużytecznych dokumentów.
Podestà, chudy i przygarbiony mężczyzna o twarzy pooranej zmarszczkami, spędza większość dni w swym biurze, przeglądając stare dekrety i pisząc raporty, które nigdy nie dotrą do adresatów. Jego sekretarz, zmęczony i zrezygnowany, rejestruje sprawy miasta, choć wie, że nikt nie zwraca na nie uwagi.
Wielka sala obrad, niegdyś pełna miejskich notabli, teraz stoi pusta. Z sufitu zwisają strzępy zdobionych gobelinów, a podłogę pokrywa warstwa kurzu i gruzu. Każdy, kto tu wejdzie, czuje, że stoi w miejscu, które powinno już dawno umrzeć, ale z jakiegoś powodu wciąż oddycha resztkami dawnej potęgi.
Gospoda Ratuszowa jest zamknięta, drzwi i okna zabito deskami. Kurz pokrywa drewniane ściany, a dach, nadgryziony przez czas i wilgoć, nosi ślady przecieków.
Wnętrze pozostaje nietknięte od dnia, gdy ostatni właściciel zdecydował się zamknąć lokal i wyjechać z miasta. Stoły i ławy pokrywa gruba warstwa kurzu, na podłodze leżą resztki potłuczonych kufli i zgniłych resztek jedzenia. W powietrzu wciąż unosi się zapach starego alkoholu i wilgoci. Za barem wciąż stoją puste beczki i zakurzone butelki, których nikt już nie opróżni.
Plotki głoszą, że to miejsce jest przeklęte – że kto tu wejdzie, ten nie wróci. Niektórzy mieszkańcy twierdzą, że nocą słychać w środku kroki albo cichy, przytłumiony śmiech. Inni mówią, że to tylko dźwięk deszczu uderzającego o spróchniałe deski.
Faktem jest, że nikt się tu nie zapuszcza. Gospoda stoi, zapomniana, tak jak całe Porto Mare.
Angelo Versatti, ostatni krawiec w Porto Mare, prowadzi swój zakurzony warsztat w milczeniu.
Warsztat to ciasne, ciemne pomieszczenie, pełne starych manekinów i wieszaków z poszarzałymi tunikami oraz zniszczonymi płaszczami. Nie pyta, skąd pochodzą materiały – przerabia wszystko, co się da. Wilgotne peleryny, mundury ze śladami krwi, poszarpane koszule – w Porto Mare nawet tkanina ma wartość.
Versatti rzadko patrzy klientom w oczy. W młodości szył dla ludzi znacznie wyższego statusu, ale te czasy minęły. Może dlatego wciąż pracuje w ciszy, jakby chciał zapomnieć, kim był, zanim utknął w umierającym mieście.
Masywne, kamienne mury pokryte są pęknięciami, a witraże przydymione sadzą, lecz wewnątrz wciąż czuć spokój. Jakby sama obecność tego miejsca dodawała otuchy tym, którzy jeszcze szukają nadziei.
Świątynią opiekuje się kapłan Salvatore – starszy mężczyzna o surowym spojrzeniu i zmęczonej twarzy. Jego głos, choć chropowaty, wciąż niesie się echem po nawach świątyni. Jest jedyną osobą w mieście, która jeszcze wierzy, że Porto Mare może się podnieść.
To ostatnia działająca w mieście tawerna. Położona na nabrzeżu portowym Beczka Rumu, to przystań dla bandytów, morderców, gwałcicieli i wszelkiej innej maści degeneratów. To miejsce, gdzie życie ludzkie jest warte mniej niż butelka gorzałki, a zasady rządzące światem kończą się za progiem. Mieszkańcy omijają je szerokim łukiem, bo nikt przy zdrowych zmysłach nie chce mieć do czynienia z ludźmi, którzy tam piją.
To także zimowa przystań Czarnej Foki – pirackiej jednostki, której załoga wzbudza odrazę nawet wśród własnej profesji. Republika Salè, rządzona przez piratów, zakazała im nocowania w swoich portach, co czyni ich wyrzutkami nawet wśród bandytów.
Dawna strażnica Porto Mare to dziś jedynie szkielet kamiennej wieży, która grozi zawaleniem. Dach zapadł się pod wpływem wilgoci, ściany pokryte są mchem i grzybem.
Każdy podmuch wiatru sprawia, że konstrukcja skrzypi i trzeszczy, jakby lada moment miała runąć. Podłoga zawaliła się w kilku miejscach, odsłaniając ciemne, zawilgocone piwnice, w których gromadzi się woda deszczowa.
Jedyne miejsce w mieście, gdzie wciąż obowiązuje jakikolwiek porządek. Grube kamienne mury i zbrojni strażnicy strzegą resztek prawa, choć ich liczba topnieje z każdym statkiem przybijającym do portu.
Komendantem straży jest Vittorio Calderone – zmęczony, naznaczony bliznami weteran, który mimo upadku Porto Mare wciąż stara się utrzymać pozory kontroli. Kuleje na lewą nogę, nosi podniszczony mundur i choć wie, że miasto dawno pogrążyło się w chaosie, nie pozwala sobie na kapitulację.
Strażników jest niewielu, ale Calderone codziennie patroluje ulice, udając, że zasady wciąż obowiązują – nawet jeśli to tylko iluzja. Nie jest idealistą, lecz pamięta, czym było Porto Mare, zanim pochłonęło je bezprawie.
Pełny opis strażnicy portowej.
Drewniany budynek stoi tuż nad wodą. Ściany przesiąknięte solą morską, a belki zbutwiałe od wilgoci, ledwo trzymają konstrukcję w całości. Wewnątrz biurka uginają się pod stertami dokumentów – starych rejestrów, zezwoleń handlowych i listów przewozowych, które dawno straciły jakiekolwiek znaczenie.
Ostatni urzędnik opuścił to miejsce lata temu. Teraz dokumentację prowadzi Matteo Albrizzi, sekretarz ratusza, choć w rzeczywistości to tylko bezwartościowa, biurokratyczna farsa.
Lorenzo Vannucci, zwany „Jednorękim”, to ostatni szkutnik, jedynego działającego warsztatu szkutniczego w Porto Mare. Nie odszedł, bo nie miał dokąd – bez prawej ręki, straconej w wypadku, nikt go już nie chciał ani na statku, ani w warsztatach dużych portów.
Jego warsztat to ruina – spróchniałe drewno, narzędzia pokryte rdzą, niedokończone kadłuby. Nie buduje już statków, tylko łata to, co jeszcze można ocalić. Jedną ręką wciąż potrafi więcej niż wielu rzemieślników dwiema, choć lata pracy i głód coraz bardziej go wyniszczają.
Jest zgorzkniały i małomówny. Mieszkańcy szanują go za wytrwałość, ale dla nich to tylko kolejny człowiek, który utknął tu na zawsze.
Łaźnia miejska od dawna nie działa. Woda w basenach jest zielona od rzęsy, cuchnie jak bagnisko i pokryta jest warstwą tłustego osadu. Nie ma tu już gorących kąpieli ani rozmów kupców – tylko wilgoć, pleśń i puste, popękane marmurowe baseny.
Dawna warownia wznosi się na szczycie wzgórza, po przeciwnej stronie zatoki niż miasto. Niegdyś strzegła jej wejścia, lecz dziś stoi opuszczona. Choć jej solidne, kamienne mury wciąż mogłyby spełniać swoją funkcję, rozbite wrota i splądrowane wnętrza świadczą, że od dekad nie pełni już swojej roli.
Dach najwyższej wieży pokryła patyna, a południowo-zachodnie mury zarosły gęstymi pnączami, oplatającymi kamień jak pajęczyna. Wiatr świszcze w pustych korytarzach, a nocą widać łunę pojedynczego ogniska rozpalonego w obrębie ruin.
Świątynia wygląda na spaloną dawno temu. Ogień był tak silny, że część stropu się zawaliła, pozostawiając ziejącą dziurę w sklepieniu. Wszystkie symbole religijne zostały starannie starte, jakby ktoś próbował celowo wymazać ślady kultu. Obok świątyni rozciąga się stary cmentarz, gdzie również wszystkie symbole religijne zostały dokładnie usunięte.
Francesco zajmuje się jedynie drobnymi naprawami, takimi jak okuwanie drzwi, wzmacnianie narzędzi czy naprawa podków. Jego warsztat ledwo funkcjonuje, ale wszystko, co robi, robi dla swojej córki – Lucii.
To mężczyzna w średnim wieku o silnej budowie, ogorzałej twarzy i dłoniach pokrytych bliznami od lat pracy w kuźni. Nos ma świeżo złamany, a ciemne włosy przerzedziły się na skroniach, nadając mu jeszcze bardziej zmęczony wygląd.
Lucia, dwudziestoletnia dziewczyna o ponad dwóch metrach wzrostu, ma szerokie ramiona i smukłą sylwetkę. Jej twarz jest delikatna, lecz oczy sprawiają wrażenie nieobecnych. Porusza się ostrożnie, jakby nie była pewna własnego ciała. W wyniku uderzenia w głowę doznała uszkodzenia mózgu i zachowuje się jak dziecko.
Na obrzeżach Porto Mare, otoczona winnicami i gajami oliwnymi, leży posiadłość Fryderyka Canossy – ostatniego właściciela ziemskiego, który nie opuścił miasta. Wciąż zarządza polami uprawnymi, produkując wino, nalewki i oliwę, a także dostarczając zboże do produkcji mąki. Choć lata upadku Porto Mare mocno nadwyrężyły jego interesy, jego ziemie wciąż są jednym z niewielu źródeł żywności dla mieszkańców.
Canossa to mężczyzna w sile wieku, o surowym spojrzeniu i manierach, które pamiętają lepsze czasy. Nie wierzy, że miasto można uratować, ale nie poddaje się – jeszcze. Coraz częściej jednak sięga po własne wina, jakby próbował w nich znaleźć coś, czego nie daje mu już rzeczywistość.
Montefeltro to tajemniczy ród, który niegdyś władał Porto Mare. Odkrycie jego sekretów może wyjaśnić wiele dziwnych wydarzeń, które nawiedziły miasto, a może nawet przesądziło o jego losie. Tylko czy poznanie tej prawdy nie okaże się śmiertelnym błędem?
Więcej o siedzibie rodu Montefeltro.
Odnośnik do pliku A3 w formacie do wydruku, planu Poro Mare – znajdziesz w dzisiejszym wydaniu biuletynu: „Czwartkowe Inspiracje”.
Biuletyn wysyłamy między 18, a 19 co czwartek. Znajdziesz w nim wiele inspiracji dla swoich sesji RPG.
Zobacz przykład.